poniedziałek, 4 czerwca 2012

Moi polscy przewodnicy po Meksyku

Polacy w Meksyku przyjęli mnie gościnie i ciepło, a ponadto nie bali się podzielić swoimi doświadczeniami i przemyśleniami na temat życia na emigracji. Stali się moimi przewodnikami w tej dalekiej podróży po kraju o którym tak mało jeszcze wiem. Dobrodziejstwo natury, klimat, różnorodność i nisze, które tu odkryli, spowodowały że zostali. Niekiedy to miłość przesądziła o ich osiedleniu w Meksyku, ale bywa, że miłość odchodzi, a ludzie pozostają połączeni z miejscem niewidocznym węzłem.
Co robią moi polscy bohaterowie w Meksyku?
Są tu przewodnicy turystyczni, z których jeden został, a drugi lata po świecie. Jest dyrektorka w hiszpańskim wydawnictwie książek językowych dla szkół. Jest badaczka chmur i pisarka opowiadań dla dzieci. Jest profesor uniwersytecka i wydawca książek historycznych dla dzieci. Jest reżyser teatralny uczący na uniwersytecie kolejne pokolenia aktorów i reżyserów meksykańskich. Jest agent ubezpieczeniowy, były misjonarz. Jest nauczycielka, była żona meksykańskiego lekarza, która po rozwodzie wróciła z synkiem do Polski. Jest attache ds. kultury, która wyjechała już na kolejną placówkę w Ameryce Łacińskiej. Jest wdowa po Indianinie Huichol, była aktorka teatru Grotowskiego. Jest żołnierz AK, który zmarł w 2011 roku dożywszy prawie 90 lat. Jest antropolog, dziennikarz i fotograf, który robił wywiady m.in. z Marcosem w Chiapas, a teraz zaczyna od nowa w Polsce i ściąga tu swoją meksykańską rodzinę. Ci, którzy zostali w Meksyku, czują się spełnieni i nie widzą już swojej przyszłości w Polsce. Nie mają tam do czego wracać, bo zawodowo odnaleźli się tutaj.
W moim dokumencie szukam odpowiedzi na pytanie: czy ci Polacy stworzyli domy w Meksyku, czy są hybrydami żyjącymi w dwóch krajach? 
Rodzi się też pytanie o przyszłość: czy i kiedy wrócą do kraju urodzenia? Nie będę jednak usilnie szukać odpowiedzi. Tego nauczył mnie Meksyk, że w życiu możemy być tylko tu i teraz. 
Nie znamy jutra…  Yo No Se Mañana - Luis Enrique

goździki na targu w Meksyku 


czwartek, 31 maja 2012

Meksykanie i smak salsy w Polsce

Meksykański dom w Polsce jest jak salsa, tylko nieco mniej pikantna niż w Meksyku, a jej większa łagodność jest efektem mieszanki dwóch narodowości w każdej z poznanych przeze mnie tu rodzin. Meksykanie, którzy opowiedzieli mi do kamery swoje historie, sprawili że moje miasto urodzenia nabrało kolorytu. Wcześniej Warszawa była dla mnie nieco szara, a dzięki odkryciu Meksyku i Meksykanów kolory stały się bardziej intensywne i żywe.
Co robią moi meksykańscy bohaterowie w Warszawie?
Jest tu zespół muzyków mariachi i wiolonczelista barokowy bywający DJ-em i organizatorem koncertów. Jest ekonomista, profesor uniwersytecki studiów latynoamerykańskich. Jest attache ds. kultury, która wróciła już do Meksyku. Jest właściciel pralni i równocześnie instruktor spinningu. Jest projektant ogrodów, który żyje pół roku tu i pół tam. Jest malarka prowadząca własną galerię. Jest księgowa, która wróciła z dzieckiem i polskim mężem do Meksyku. Jest trener małych piłkarzy na stadionie Legii. I jest pracownik firmy, o której nie może nic mówić.
Dlaczego przyjechali do Polski i tu zostali?
- na studia i zakochani w Polaku/ Polce kontynuują swoje kariery zawodowe
- założyli zespół mariachi, a potem również rodziny z Polkami
- na placówkę dyplomatyczną
- do intratnej pracy, a potem wziął ślub z Polką
- dla kobiety i dzieci, które mają tu lepsze warunki do nauki.
Motyw przyjazdu do Polski nie zawsze był powodem pozostania. Nie wiadomo czy będą tu do końca życia, bo większość ma jednak wizję starości w Meksyku. Brakuje im tu smaku tortilli i wszystkiego co się wiąże z celebracją życia z rodziną i na ulicy, co w Polsce ma zupełnie inny smak...

salsa przygotowana w tradycyjnym molcajete  

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Green Coffee

Green Coffee w centrum Warszawy, to takie miejsce, w którym możecie mnie spotkać w weekendy siedzącą za stosem gazet, z książką lub w towarzystwie przyjaciół i znajomych. To mój kawowy raj. Tu czuję się jak obywatelka świata czerpiąca radość z przebywania z ludźmi, których nie znam. Niektórzy wpadają tu na chwilę, a czasem zostają na lata. Bywają tu przyjezdni czekający na pociąg, wracający z kina, albo oczarowani zapachem świeżo upieczonych muffinów z kawałkami czekolady. Tu przesiadują pisarze znajdujący inspirację w szumie rozmów, fotograficy przed sesją i PR-owcy zafascynowani energią tego miejsca. Są tu zakochani, którzy dopiero się poznają oraz pary z długim stażem i tradycją sobotnich poranków. Tu jest przestrzeń otwarta gdy budzą się pierwiosnki i zamknięta by dać nam ciepło gdy stawiamy kołnierze w ochronie przed wiatrem i kiedy marzymy o kolejnej wiośnie... Bywa, że tu kończą się nasze złudzenia i rodzą się marzenia, które prowadzą nas daleko, daleko... np. tam, gdzie kawa rośnie na zboczach gór. Jeśli kawa smakuje świetnie w centrum Warszawy, to po co jechać na drugi koniec świata np. do Meksyku? I jeśli w Meksyku kawa rośnie na miejscu, to po co przyjeżdżać do Polski? Te pytania zadałam sobie jesienią 2008 roku popijając latte w Green Coffee, gdy narodził się pomysł na film o ludziach, którzy zostawili swój dom żeby odkryć lub odnaleźć go na nowo w innej części świata: film o Meksykanach w Warszawie i Polakach w mieście Meksyk.

                                          fot. Kuba Kiljan: www.kubakiljan.com

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Café del sur

Café del Sur, to takie miejsce przy parku w kolorze zielonym. To pierwszy dzień w moim nowym meksykańskim domu. To zapach doskonałej kawy i ciasta cytrynowego i niepośpieszne rozmowy. To przyjaźnie uśmiechnięci chłopcy obsługujący spotykających się tu ludzi. To słońce w cieniu i kwiaciarnia na rogu. Paryż, Rzym, Meksyk, a może Warszawa? Sport na ekranie, muzyka świata i gazety o poranku. Bardzo blisko mieszka człowiek, który dzieli się ze mną doświadczeniem życia w tym obcym nadal dla mnie kraju. Ponad 30 lat mojego pośpiesznego oddechu, to jego 30 budowania teatru w pełnym, nie raz męczącym słońcu. Zostawia mi gazety i wycinki, które mają rozwiązać moje dylematy i odpowiedzieć na zbyt dużą ilość pytań, jakie zadaję. Moja wdzięczność, to wspólne rozmowy, pieczenie ciasteczek i uśmiech, który podarowuję. To mój pierwszy bohater z Meksyku – jeden z trzynastu, którzy stali się przewodnikami w tej podróży za ocean i jeden z 26, którzy opowiedzieli mi jak żyją w dwóch światach. I tu zaczyna się moja opowieść o domach w Meksyku i w Warszawie, jakie odkrywam.